Nigdy nie wolno nam zapomnieć tego jak zachowali się zwykli Rosjanie po katastrofie smoleńskiej. Nie wolno zapomnieć kwiatów, łez, współczucia. Prostych odruchów serca. I ja nie zapomnę. I my nie powinniśmy.
Przez chwilę wydawało się, że ten emocjonalny ładunek może być również przyczynkiem do poprawy stosunków międzypaństwowych dzięki której moglibyśmy dojść do wspólnych wniosków w zakresie stosunku do wydarzeń ze wspólnej niełatwej historii i zacząć prowadzić interesy nienacechowane dla odmiany instytucjonalną nienawiścią. Ba, przez chwilę mogło się wydawać, że dzięki temu procesowi możemy wpłynąć na kształt i zewnętrzne postrzeganie naszych państw, że Polacy przestaną być postrzegani jako organiczni rusofobi a Rosjanie rozliczywszy się ze swoją dość zakłamaną przeszłością zbliżą się do zachodnich standardów cywilizacyjnych.
I dziś po roku owego procesu trwania trzeba niestety spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że proces ów na naszych oczach ponosi klęskę. Nie udało się załatwić żadnego spośród istotnych dzielących nas różnic zdań. Nie udało się załatwić żadnego spośród występujących w naszych stosunkach istotnych problemów. Rosjanie wykonali parę gestów dot. polityki historycznej a w szczególności kwestii katyńskiej. Nie znajduje to jednak odzwierciedlenia w ich stanowisku wobec instytucji międzynarodowych zajmujących się skargami dot. Katyńskiej zbrodni. No i chyba możemy znów w Rosji sprzedawać jabłka. I to tyle. Za gaz płacimy nadal więcej niż kraje bardziej na zachód od nas, z Cieśniną Pilawską nadal są problemy, podobnie jak z transportem do Rosji. Co jakiś czas słychać również o dozbrajaniu Obwodu Kaliningradzkiego tak jakby już nie był stacjonarnym rosyjskim lotniskowcem na najdalej wysuniętym na zachód przyczółku.
Obrazu stosunków dopełniły pospołu niesławny raport MAK, niemerytoryczną i pozbawioną rzetelnych dowodów wrzutką o generale Błasiku ujawniający swoją propagandową naturę i ostatnia sprawa z tablicą w Smoleńsku. Mniej istotna ale również dość przykra.
Politycy jeszcze zachowują pozory ale moim zdaniem długo to już nie potrwa ponieważ w gruncie rzeczy w interesie obydwu stron będzie leżało w najbliższym czasie pogorszenie stosunków.
Po stronie polskiej, choć nie daje tego po sobie poznać, Donald Tusk po tym jak jego wiara w uwzględniającą jego polityczne interesy współpracę z Rosjanami w zakresie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej wzięła w łeb, stał się, jak podejrzewam, najbardziej zatwardziałym rusofobem w tym kraju. A i logika rozwoju sytuacji nie daje mu specjalnego wyboru. Groteskowa porażka narracji o idealnej współpracy z Rosjanami, ujawnienie indolencji premiera i rządu w zakresie podstaw prawnych prowadzonego śledztwa, nieuwzględnienie polskich uwag do raportu MAK, przetrzymywanie i niszczenie przez Rosjan dowodów, próba podmiany zeznań kontrolerów z wieży. To wszystko sprawia, że Donald Tusk będzie musiał przed wyborami udowodnić swoją stanowczość co musi stać w kontrze do interesów rosyjskich.
Po stronie rosyjskiej powstanie potrzeba przypomnienia o irracjonalnej polskiej rusofobii ze względu na część priorytetów polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Polski rząd choćby nie wiem jak oględnie się o nich wyrażał i jak je delikatnie nazywał, nie sprawi że takie jej priorytety jak rozwój Partnerstwa Wschodniego, wzmocnienie zewnętrznej polityki energetycznej UE czy wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony spodobały się naszemu wschodniemu sąsiadowi. W interesie rosyjskim będzie więc utrudnienie ich realizacji a narzędziem do osiągnięcia tego celu będzie przypomnienie ich rzekomych irracjonalnych rusofobicznych motywacji.
Tak więc powtarzam. Nie zapominajmy o tym jak reagowali zwykli Rosjanie po katastrofie , ponieważ jest to rzecz warta naszej pamięci. Jednak nie miejmy również złudzeń odnośnie możliwości przeniesienia tej niewątpliwej wartości na grunt międzypaństwowy.
Czarek Krysztopa