Forum Rosja-Polska Forum Rosja-Polska
838
BLOG

Tusziłowo. „Ojciec narodów” i Polacy.

Forum Rosja-Polska Forum Rosja-Polska Polityka Obserwuj notkę 35

 Słyszeliście kiedyś nazwę miejscowości Tusziłowo?

Nie sądzę. W Internecie tej miejscowości nie znajdziecie. Na mapie też jej nie ma.

Posłuchajcie więc opowieści Rosjanina o Nicku DimonMMK opublikowanej w archangielskim portalu „Na Sewierie”:

„Jesienią 1939 roku ZSRR zerwał traktat ryski z 1921 roku, który ustalał granice Polski. Załącznik do paktu Mołotow – Ribbentrop nie przewidywał polskiego państwa na mapie nowego świata. Nawet Anglicy w takim rozwiązaniu polskiego problemu nie widzieli niczego kryminalnego. Przecież oni uważali, że i tak Polska zabrała  w traktacie ryskim zbyt wiele terytoriów na wschód od linii Curzona.

„Komu tak w ogóle oni są potrzebni ci Polacy!” – zgodnie postanowiły Moskwa i Berlin. Londyn nie wyrażał sprzeciwu. Niezadowolonych Francuzów wszyscy zignorowali. Przy małym szumie, drobnym hurtem sprzedali także kraje nadbałtyckie. Obrażony sprzedajnością führera, rząd Japonii dokonał harakiri, lecz na dalekich samurajów nikt nie zważał.

Dzielili Europę.

17 września Armia Czerwona podjęła „Wyzwoleńczą kampanię wojenną na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi”.  Na Zachodzie tę kampanię nazwali  „Polska operacja RKKA”. W rezultacie granica Polski została poprawiona zgodnie z linią Curzona. No, trochę skoczyli dalej, drobiazg. Broń mocna, a nasze czołgi szybkie. Hamulce nie trzymały. Cóż teraz można zrobić… Przecież nie z powrotem im oddawać.

Jak na każdej wojnie byli też jeńcy wojenni.  O Katyniu wszyscy wiedzą, nie ma co opowiadać. Lecz na polskich terytoriach  żyła także pokojowa ludność cywilna. Ukraińcy, Białorusini i Litwini otrzymali w większości sowieckie paszporty. A Polaków zostawiać na miejscu nie było wolno. Komu potrzebna piąta kolumna?  Tym bardziej, że istniało już doświadczenie. Przed operacją wszystkich „naszych” ukraińskich i białoruskich Polaków przesiedlali zagospodarowywać stepy Kazachstanu.

A nowych dokąd? Kazachstan zajęty, polska enklawa nie jest tam potrzebna. Syberia, Magadan i Komi dla swoich trzeba zachować.  Ural to kuźnia i nic tam po Polakach. A dokąd u nas przy przeklętym caracie Polaków zsyłali? A tam, dokąd oni przy Dymitrze Samozwańcu nie dotarli. Do archangielska i Wołogdy /od autora: tutajDimonMMK myli się – Lisowczycy tam dotarli . Zapewne nie czytał notki „Lisowczycy nad oceanem Lodowatym”. Bardziej na południe, do Kostromy nie wolno. Tam wszyscy Susanina pamiętają i Polaków nie lubią. Ojcu Narodów „nie są potrzebne narodowe waśnie”.

W sumie z byłej Polski wysiedlono ponad 40 000 „uciekinierów”, „ewakopolaków” i „osadników” /od autora: sprawdź „Cmentarze. Polacy i Rosjanie” /.
Przesiedleniem zajmował się NKWD. „Uciekinierzy” i „ewakopolacy” po przybyciu na miejsce byli w dyspozycji Gławsewlasu /Główny Zarząd Przemysłu Leśnego Północnych Rejonów/ i byli kierowani do  przedsiębiorstw tego trustu jak stali pracownicy. I nawet otrzymywali normalne miejsce do mieszkania i pracę.

Z  „osadnikami” postępowano inaczej. Oni podlegali represjom.

W połowie stycznia 1940 r. do obwodu archangielskiego zaczęli przybywać pierwsze eszelony z Polakami. Oni byli deportowani z byłej pogranicznej strefy byłej Polski i kierowano ich w trybie szczególnego rozsiedlenia w ramach Gułagu  NKWD dla wykorzystania w charakterze siły roboczej w systemie przedsiębiorstw wyrębu lasu. W istocie rzeczy czekiści zdawali Polaków w niewolę przedsiębiorstwom dostarczającym drzewo państwu za 10% ich zarobków.
NKWD wydzielił jeszcze na początku zimy środki na budowę mieszkań dla specprzediedleńców. Jak zwykle, nikt się nie spieszył z ich przygotowaniem. Gławsewlas miał mnóstwo różnych spraw i wydał wszystko na zatykanie innych dziur w swoim budżecie.

A Polacy siedzieli już w kuckach pod lufami konwojentów na wszystkich stacjach obwodu. NKWDziści potrząsali naganami pod nosem lokalnym naczelnikom i żądali odesłania „kontyngentu” do miejsc osiedlenia. Naczelnicy panikowali. Żadnych miejsc do zamieszkania ani frontu robót dla „osadników” nie było. Trzeba było ich gdzieś upchnąć, aby nie kłuli nikogo w oczy. I Gławsewlas znalazł wyjście z tej sytuacji, które było zgodne z duchem epoki. 

Kontyngent rozdzielili na grupy po 20 rodzin. Każda grupa otrzymywała narzędzia pracy: 4 piły poprzeczne na dwie ręce, 8 toporów, 2 pilniki do ostrzenia. Liczyć w truście potrafili i liczyli na naturalne ubytki w grupach. I dobrze liczyli – zima tutaj jest długa. 

Grupy wywozili do tajgi na odległość 30-50 km od najbliższego gospodarstwa leśnego trustu i toporami na chojakach oznaczali granice terenu przeznaczonego do osiedlenia. Jeśli w pobliżu była izdebka myśliwych, to szanse dla specosiedleńców uważano za stuprocentowe. Czekiści wyładowywali na śnieg worki z żywnością  według normy dla więźniów, piecyki – burżujki, odzież roboczą po dwa komplety na rodzinę, podpisywali akt przekazania speckontyngentu z przedstawicielem trustu i wszyscy odjeżdżali obiecując powrócić za miesiąc.

Do spotkania, panowie!
Jeśli po upływie miesiąca speckontyngent przetrwał, to w odległości 3-5 km od zbudowanych dla siebie ziemianek zaznaczano działki lasu z nakazem budowy „drogi” do najbliższej spławnej rzeki przy wykorzystaniu wyrąbanych drzew. Jeśli kontyngent umarł, przywozili następną partię. Nowa grupa miała większe szanse. Od nich już żądano wykonywania norm przewidzianego wyrębu i spławiania drzew.

Dopiero latem w działkach leśnych „speckontymgentów 2-ej kategorii”, w tym zimnym i głodnym piekle próbowano coś zrobić. Trust w miejscach osiedleń zbudował baraki, punkty medyczne, nawet gdzieś także szkoły. Tym którzy ostali się żywymi wydano książeczki pracy i przyrównano ich do robotników najemnych. Lecz już w tym czasie na cmentarzach osiedli  było gęsto od świeżych krzyżów.  

Właśnie chyba tak na Kożjeziorze powstało trzecie osiedle – Tusziłowo. W 1987 r. po drodze na jezioro Kurusskie natknąłem się w lesie na osiedlowy cmentarz. Teraz, prawdopodobnie już go się nie znajdzie.  A w samym Tusziłowo z całego osiedla została tylko para rozwalonych baraków.

Jednak po zbudowaniu szkół, punktów medycznych, i czerwonych zakątków, życie „osadników” nie stało się miodem płynące.

Pojawił się dekret „O przejściu na 8-godzinny roboczy dzień, siedmiodniowy tydzień roboczy i o zakazie samowolnego porzucania pracy przez robotników i urzędników” od dnia 26 czerwca 1940 r. Dla „osadników” i bez dekretu nie mających takich praw, oznaczało to przestępstwo i sąd za samowolne niestawienie się do pracy oraz niewyrobienie normy. Jednocześnie niejawnie było zabronione wydawanie zaświadczeń przez pracowników służby medycznej o zwolnieniu z pracy. W osiedlach (od autora: czytaj łagrach) razem z nauczycielami i felczerami pojawili się operacyjni przedstawiciele NKWD.

Zresztą, dekret dotyczył całej ludności ZSRR. Życie „osadników” zaczęło wyglądać jak zwykłe życie najemnych wolnych robotników przemysłu leśnego. Oczywiście, za wyjątkiem stałego nadzoru czekistów. Wszystkich pracujących w ZSRR przyrównali tym dekretem do elementów represjonowanych.

A jesienią 1941 r. ogłoszono dla Polaków amnestię i nastąpiło pełne… nie. Jakie tam szczęście? Równość!
I braterstwo. Chociaż stosunki ze specosiedleńcami nie były zachęcające, chłopi, pracownicy leśni Kożjeziora pracowali razem z Polakami. Jeśli nie oni, to osiedle Tusziłowo po prostu nie mogłoby się pokazać na mapie. Pierwszej grupie spec osiedleńców zapomnieli wydać piece. Pomogli Polakom przeżyć w mroźnej tajdze mieszkańcy osiedla Koż.

I Polacy doczekali się. Kiedy w 1942 r. poszli na front prawie wszyscy dorośli mężczyźni  Kożjeziora, wtedy główną siła roboczą przy wyrębie lasu i spławianiu drzewa stali się Polacy. Pracowali też na polach kołchozu na równi z Rosjanami. Do samego końca tej długiej wojny.

W 1946 r. byli polscy obywatele otrzymali prawo przesiedlić się z ZSRR do PRL.

Podliczamy. W 1940 r. przybyło 40 000 osób. Wyjechało od 1946 do 1953 r. 5 800 osób. Koło 1000 osób zostało przesiedlone wcześniej do różnych rejonów Ukrainy i Stawropola. W 1953 r. Polaków mających status specprzesiedleńców /bez dokumentów/ na terenie obwodu archangielskiego nie było. Tych, którzy postanowili pozostać i otrzymali sowiecki paszport było ok. 3000. W 2002 r. w obwodzie archangielskim mieszkało 1430 Polaków.

Przeżył co czwarty.

Wszyscy pozostali zostali pogrzebani w archangielskiej ziemi.

TRZYDZIEŚCI TYSIĘCY LUDZI.

Wieczna pamięć, panowie."

Tak przedstawia losy Polaków współczesny Rosjanin DimonMMK.

A jak te swoje losy widzi Polak, który doświadczył sowieckiego łagru Tusziłowo?

Oto opowieść Stanisława Bajkowskiego:

„Gdy postój się przedłużał, ojciec Stanisława zapytał enkawudzistę: „Gdzie jest następna stacja?”, on odpowiedział: „Eto tupik zaułek kaniec”.

Po wypróżnieniu wagonów podzielono ludzi na dwie części. Jedną grupę skierowano do traktornej bazy, a drugą , gdzie był Stanisław, do specjalnego posiołka Tuszyłowo. Spec-posiołek był w archangielskiej oblasti –  Oneżski Region – Koże Ozierskoje pocztowoje otdielenie posiołek Tuszyłowo.

Do tego posiołka cała grupa ludzi musiała iść na piechotę przez trzy dni.

Większość drogi, szli poprzez zamarzniętą rzekę Onegę. Potem podstawiono sanie, z których mogli korzystać jedynie chorzy, starcy oraz dzieci do 11 roku życia. Wycieńczeni podróżą w wagonach i stukilometrowym marszem, dotarli wreszcie do miejsca przeznaczenia.

Posiołek składał się z dwóch części baraków, gdzie poprzednio mieszkało około tysiąc zesłańców z Ukrainy, deportowanych na początku lat trzydziestych. W dniu przybycia nowej, pięciuset pięcioro osobowej grupy Polaków, Ukraińców pozostało zaledwie sześćdziesięciu – reszta poumierała. Obie części obozu rozlokowane były nad dużym jeziorem (Koże Oziero). W samym Tuszyłowie mieszkali Polacy, a po drugiej strony jeziora, w Chabarowie resztki Ukraińców.

Na każdą rodzinę przydzielono małe pomieszczenie, w środku był mały, żelazny piecyk, podobny do tego, który był w wagonie.

Na posiołku było trzech komendantów: Enkawudzista, Wojskowy i Administracyjny. Zaraz po złożeniu bagaży zaczęto formować „brygady”, każda po 10 osób do wyrębu lasu.

Pomimo ciężkiej pracy i ekstremalnych warunków przy wyrębie tajgi, wyżywienie było głodowe. Pracujący dostawał 800 gramów chleba, chociaż dodatkowo na stołówce można było dostać zupę, która składała się z wody i paru łyżek mąki. Za te głodowe wyżywienie trzeba było płacić. Starzy, chorzy i dzieci dostawali po 400 gramów chleba.

Praca w lesie i na spławianiu drewna była bardzo ciężka i ludzie bardzo szybko zaczęli chorować. Zwarzywszy na fakt, iż w obozie nie było opieki lekarskiej, po pierwszych osiemnastu miesiącach straciło życie osiemdziesiąt osób. Byli to przeważnie ludzie młodzi i w średnim wieku. Siostra Stanisława, Zofia, jako pierwsza zachorowała na tyfus brzuszny; jakimś cudem uszła z życiem.

Zima w tym rejonie trwa dziewięć miesięcy, lato jest krótkie, ale piękne. Latem, przez fatalny stan baraków, strasznie dokuczały w nocy pluskwy. Szpary w sufitach były pozatykane mchem a tam gnieździło się ich najwięcej i nocą spadały na śpiących ludzi.

Pomimo strasznych warunków, Polacy nie tracili nadziei i wierzyli, że jednak ktoś, kiedyś o nich się upomni. Nieoczekiwanie w czerwcu 41 roku, zabłysła iskra nadziei, gdy Niemcy zaatakowali Rosję Sowiecką.

Po tym fakcie, stosunek do zesłańców obozie zaczął się powoli zmieniać. Na początku września 1941 roku, zwołano zebranie w klubie obozowym. Na scenę wyszedł Komendant Wojskowy. Komendant uśmiechnięty zagaił – „Generała Andersa znacie...?, aaa generała Sikorskiego też znacie...”? Nieśmiało wszyscy odpowiedzieli: „znamy”. I dalej ciągnął: „Nasz Rząd porozumieli się z Polskim Rządem w Londynie, że będziemy razem bili Niemców, jesteście wolnymi ludźmi i możecie poruszać się po całym Związku Sowieckim za wyjątkiem Rosji europejskiej”. Jeden z zebranych zapytał: „ czy możemy zaśpiewać hymn Polski?”, Komendant odpowiedział: „proszę bardzo- posłuchamy”. I wszyscy zamiast Mazurka Dąbrowskiego zaśpiewali i śpiewali Rotę.

Wspólne odśpiewanie polskiej pieśni narodowej utkwiło w pamięci zebranych, jako niezwykle podniosła i wzruszająca chwila”.

Tak swój pobyt w łagrze Tusziłowo opisał deportowany z Polskiej ziemi w 1940 roku Polak. Można jego tekst przeczytać w opowiadaniu „Z nieludzkiej ziemi, do ziemi obiecanej ”.

Gdzie jednak leży dokładnie to Tusziłowo?

Kożjezioro leży na północnym zachodzie archangielskiego obwodu. Otoczone surowymi, skalistymi brzegami ciągnie się na przestrzeni 27 km z północy na południe. Ten dziki zakątek to prawdziwa pustynia okrążona lasami, wodą i błotami, do którego dostać sie można najłatwiej zimą. Latem dotrzeć tam można na specjalnym pojeździe.   Niegdyś, w XVI wieku funkcjonował tam klasztor, którego ruiny można obejrzeć na zdjęciu .  W 1918 roku grupa chłopów z pobliskiego osiedla poparła bolszewików, zabiła przeora i kilku zakonników, a klasztor rozgrabiła. Potem pojawił się tam obóz Gułagu pod nazwą Kożosiedle, czyli “Kożposiełok”. Dziś żyje tam kilku zakonników.

Tusziłowo znajdowało się na brzegu Kożjeziora nieco na południe od klasztoru. Kliknij na nazwy miejscowości .  Dzisiaj Tusziłowo to po prostu uroczysko. Nie ma żadnego śladu po tym sowieckim łagrze.

Europejska Północ Rosji, jako kraniec imperium, od dawna był miejscem odosobnienia niewygodnych dla rosyjskiej władzy osób. Pierwszym polskim zesłańcem był  „szlachecki rewolucjonista” Józef vel Aleksy Jeleński, zesłany na Sołowki w 1794 roku za propagowanie idei „wolności, równości i braterstwa”. Potem byli zsyłani na Północ powstańcy 1830 r. – około 600 osób  i 1863 roku – ponad 1000 osób.

ciąg dalszy ...

 

Władza sowiecka od 1924 roku praktycznie stale zsyłała masowo Polaków do systemu swoich łagrów na Północy Rosji. Istnienie tych łagrów nie docierało do świadomości Rosjan w czasach ZSRR. Po jego upadku dla wielu Rosjan ten antyhumanitarny, okrutny system łagrów – pierwowzór niemieckich obozów koncentracyjnych  był zaskoczeniem.

Rosjanin DimonMMK, który jest faktycznym autorem pierwszej części niniejszej notki napisał we wstępie przy publikacji swojego opowiadania o łagrze Tusziłowo tak: „Zaszedłem do Internetu szukać materiały. Znalazłem. Sprawdziłem. Przeczytałem. Zatkało mnie. Wierzyć się nie chce, ale to przechodzi. Kto nie wierzy, sprawdzajcie sami.

Uwaga! Historia smutna i okropna. Nie chcecie negatywnych emocji, przepuśćcie to opowiadanie”.

A DimonMMK napisał to w 2009 roku. Dopiero wtedy odkrył wstrząsającą prawdę o życiu w sowieckich łagrach.

Dzisiaj, w 2014 roku mamy do czynienia z Rosją reżimu Putina, która dokonała i dokonuje agresji w stosunku do swojego braterskiego narodu Ukraińców. Putina i jego reżim popiera ponad 83% Rosjan ogarniętych euforią agresji przeciwko swoim ukraińskim braciom.

Nie ma co się temu dziwić.

Po prostu taka jest rosyjska dusza!

Dobrze, że nie dotyczy to jednak przynajmniej 17% Rosjan. Są wśród nich tacy, którzy twierdzą, że dzisiaj jest wstyd być Rosjaninem / Стыдно быть русским.


 

Jestem absolutnie pewien, że DimonMMK oraz pewna znikoma, niewielka część uczestników forum portalu „Na Sewierie” należą do tych Rosjan, którym  jest wstyd za to, co wyprawiają ich rodacy na Ukrainie. 

A te 83% Rosjan?

Oni kupują sobie reprodukcję pokazanej niżej ikony i tęsknią za byłym imperium:


Autor:Zbigwie

 


 

 

 

 

 

 

"Империализм - зло и глупость. Он вредит интересам народа России. (...) "На Украине произошло народное восстание против коррумпированной и воровской власти. Ядром этого восстания были Киев и западные области страны, но его поддержала (молчаливо) и большая часть юго-востока, иначе бы сейчас Янукович не проводил странных пресс-конференций в Ростове-на-Дону. На эту тему есть политическое заявление партии, которую я возглавляю. У народа есть право на восстание в условиях, когда другие политические методы борьбы исчерпаны. Не буду долго рассусоливать. Два примера о том, что такое "власть Януковича": а) сын Януковича, бывший стоматологом, стремительно превратился в долларового миллиардера. Что может ещё лучше иллюстрировать чудовищную коррупцию? б) Премьер-министр Азаров, из-за которого во многом и начался «Майдан", долго втирал всем про ужасный Запад, иностранное влияние и "гей-ропу", а сам после отставки, быстро свалил жить в Австрию, где у его семьи поместье и банковские счета. Что может лучше иллюстрировать чудовищное лицемерие? Хоть ты из Донецка, хоть ты из Львова - нормальный человек понимает, что такую власть надо менять. Вор Янукович решил, что тех, кто им недоволен, надо бить по голове. А потом решил, что в них надо стрелять. Вот и оказался в Ростове. (...) "Oczywiście, że są między naszymi krajami i drażliwe tematy ale o nich jest głośno i trwa taki jakby wyścig, kto komu bardziej dokopie. Uważam, że dużo lepsza jest rozmowa na zasadzie - owszem, to i tamto się wydarzyło ale i wydarzyło się też to i to. Po prostu na samych konfliktach pokoju się nie zbuduje, trzeba pokazywać też i to, że możemy razem coś pozytywnego zdziałać, że są sprawy które potrafią nas łączyć, że między nami była nie tylko nienawiść i krzywdy. Mamy momenty w historii które Rosjan i Polaków zbliżają, mamy i takie które dzielą. O tych drugich mówi się dużo, o tych pierwszych prawie nic. Stawia się pomnik najeźdźcom z Armii Czerwonej, a nie honoruje się rosyjskich żołnierzy sojuszniczych, ginących w obronie niepodległej Polski i niepodległej białej Rosji. " PSZCZELARZ http://bezwodkinierazbieriosz.salon24.pl/283223,kaukaskie-termopile-6tej-kompanii-6#comment_4049311 **************************************************** *******************************************************

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka