Forum Rosja-Polska Forum Rosja-Polska
3110
BLOG

Staniłko: Geopolityka Lecha Kaczyńskiego

Forum Rosja-Polska Forum Rosja-Polska Polityka Obserwuj notkę 123

Portal www.wpolityce.pl opublikował wczoraj ostatni rozdział raportu „Katastrofa. Bilans dwóch lat” autorstwa członka zarzadu Instytutu Sobieskiego - Jana Filipa Staniłko, zatytułowany "Katastrofa smoleńska a goepolityka Lecha Kaczyńskiego".

Wg Autora katastrofa w Smoleńsku stanowi najważniejsze wydarzenie nie tylko w kontekscie stosunków polsko-rosyjskich ostatnich kilkunastu lat, lecz również jest wydarzeniem kluczowym dla całej polityki środkowoeuropejskiej.

Tezy tej publikacji załugują, moim zdaniem, na szersza dyskusję i popularycację wśród czytelników zainteresowanych tematyką współczesnych relacji z naszym wschodnim sąsiadem. Poniżej zamieszczam jej obszerne fragmenty.

[...]

Z perspektywy Waszyngtonu, polska polityka pod auspicjami prezydenta Kaczyńskiego była polityką silnie ukierunkowaną na rozwój strategicznego sojuszu wojskowego, czego wymiernym symbolem było polskie zaangażowanie w Afganistanie i Iraku. Amerykanie dość dobrze zdawali sobie sprawę z początkowego finansowego i operacyjnego nieprzygotowania Polski do ponoszenia ciężarów, które brała sobie na barki, ale doceniali rzadką w Europie zdolność do myślenia o bezpieczeństwie w tradycyjnym sensie i co za tym idzie - gotowość do aktywnych działań militarnych. Nieprzygotowanie to zresztą systematycznie malało, choć z czasem coraz bardziej zaczęło ono odbijać się na strukturze polskiej armii, która w praktyce podzieliła się na relatywnie nowoczesną i zintegrowaną z siłami NATO część ekspedycyjną, oraz praktycznie muzealną część służącą obronie kraju. Dzięki misji irackiej i afgańskiej Polska była uważana w USA za partnera godnego zaufania. Prezydent Kaczyński rozumiejąc ten mechanizm, był przeciwny dążeniu do szybkiego wycofania polskich wojsk z tych krajów przez rząd Donalda Tuska, uważając je za podyktowane koniunkturalnym pacyfizmem. Śmierć Lecha Kaczyńskiego, została w USA dostrzeżona wyraźnie dopiero w momencie wybuchu wojny w Libii, kiedy to dotychczasowy sprawdzony partner odmówił udziału w operacji NATO, idąc śladem nowego hegemona - Niemiec.

Z punktu widzenia Berlina,Lech Kaczyński był wyjątkowo trudnym i niewygodnym partnerem. Domagał się on bowiem pełnego głosu dla krajów tzw. Nowej Europy w decydowaniu o kształcie Unii Europejskiej, co budziło irytację starych państw Unii. Utrudniał odbudowę, ponad głowami krajów leżących pomiędzy, bliskiego sojuszu niemiecko-rosyjskiego, który od czasu rozbiorów Polski był tradycyjną formą relacji tych dwóch państw. Po rozpadzie Związku Sowieckiego Niemcy, akceptujące dotąd protektorat USA i cieszące się darmowym parasolem bezpieczeństwa, ponownie uznały Rosję za kraj sobie przyjazny i stopniowo zaczęły dążyć do wyprowadzenia wojsk USA ze swojego terytorium. Tymczasem Lech Kaczyński, dążył do coraz silniejszej obecności USA na terenie Polski i ogólnie dawnego bloku sowieckiego. Ewentualne przesunięcie amerykańskich sił z Niemiec do Polski, w połączeniu z asertywną polityką największego kraju w Europie Środkowej, byłoby mocno niekorzystne dla Berlina, który systematycznie stara się budować dominującą pozycję w regionie, rozbudowując więzi gospodarcze, inwestując w lokalne elity i kreując politycznych liderów. W tej sytuacji Berlin stawał się też naturalnym partnerem dla Rosji.

Jeśli chodzi o politykę Moskwy, działania Lecha Kaczyńskiego uderzały praktycznie we wszystkie istotne punkty rosyjskiej strategii odbudowy wpływów po rozpadzie ZSRR. Po pierwsze, Rosja – w momencie słabości - zgodziła się warunkowo na wejście krajów środkowoeuropejskich do NATO, ale za cenę braku trwałych instalacji sojuszu oraz nieobecności dużych amerykańskich zgrupowań taktycznych w tej części Europy. Budowa amerykańskiej tarczy antyrakietowej, z jednej strony łamałaby to kuluarowe porozumienie, z drugiej zaś została w rosyjskich kręgach wojskowych uznana za działanie potencjalnie zachwiewające równowagą potencjałów militarnych (atomowych), ustanowioną jeszcze w czasach zimnowojennych. Stąd tak niechętne i agresywne zachowania Moskwy wobec wysiłków rozmieszczenia w naszym kraju instalacji tarczy antyrakietowej, jak groźba wycelowania w Polskę rakiet atomowych oraz rozmieszczenie w obwodzie kaliningradzkim rakiet Iskander.

Po drugie, działania Lecha Kaczyńskiego zmierzały do zakwestionowania przyjętej w latach osiemdziesiątych rosyjskiej strategii budowania imperialnych wpływów za pomocą utrzymywania monopolu na dostawy nośników energii. Strategia ta – zwana doktryną Falina (od nazwiska szefa Wydziału Europy Wschodniej KPZR, Pawła Falina) – zastąpiła tzw. doktrynę Breżniewa, której ostatnim aktem był wprowadzany w Polsce przez gen. Jaruzelskiego stan wojenny. Zastosowaniu doktryny Falina w dziedzinie dostaw gazu poświęcony był np. doktorat Władimira Putina. Budowa gazoportu w Świnoujściu, próby uruchomienia rurociągu Sarmacja (Odessa-Brody), czy budowania skoordynowanej regionalnej polityki energetycznej państw Europy Centralnej i Azji Centralnej, uderzały w podstawy rosyjskiego monopolu energetycznego.

Po trzecie wreszcie, polityka Lecha Kaczyńskiego zmierzała do politycznego zintegrowania krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Działania prezydenta nie przyniosły spodziewanych szybkich skutków, bo też tego typu wysiłki rzadko kończą się szybkim powodzeniem, jednak w oczach rosyjskich strategów i elit politycznych ich logika była całkowicie jasna i niebywale szkodliwa dla rosyjskich zamierzeń.Prezydent Kaczyński dążył bowiem do zbudowania trwałej koalicji Polski – jako lidera Europy Środkowej – nie tylko z krajami tzw. nowej Europy, ale również z krajami tzw. BUMAGI, czyli Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Azerbejdżanu, Gruzji i Armenii. Ta strategia zbudowana była na tradycyjnym polskim myśleniu geopolitycznym, którego korzenie sięgają czasów jagiellońskich.

Po dojściu do władzy Donalda Tuska te założenia polskiej polityki zagranicznej zostały natychmiast zakwestionowane przez rząd. Minister Radosław Sikorski w swoich publicznych wypowiedziach kilkukrotnie wyśmiewał założenia strategii geopolitycznej Lecha Kaczyńskiego, nazywając ją „prometejską” (choć tak nazywali ją także jej przedwojenni autorzy) i przeciwstawiał jej strategię całkowitego niemal skoncentrowania się na sprawach Unii Europejskiej – wpisania interesu europejskiego w interes polski. Lech Kaczyński wyznawał tu w istocie przeciwną filozofię. Podobnie jak większość silnych krajów UE, uważał, że to interes państwa narodowego – Polski – powinien zostać uznany i uszanowany przez innych graczy i wpisany w interes europejski.

[...]

Dotychczasowe relacje z Rosją po 1989 r. konsekwentnie budowane były w oparciu o realistyczną doktrynę, której zręby stworzyli autorzy paryskiej „Kultury”, a która swoimi korzeniami sięga jeszcze XVI w. Koncepcja ta, zakładająca, że w polskim interesie leży istnienie między Polską i Rosją pasa niezależnych i przyjaznych nam państw, okazała się jednak w 2007 r. fałszywa. Przynajmniej w ocenie nowego polskiego rządu i większości medialnych komentatorów. W konsekwencji zarówno prezydent Kwaśniewski na kijowskim Majdanie, jak i prezydent Kaczyński na placu w Tbilisii okazali się być rusofobicznymi awanturnikami, owładniętymi prometeistycznym szałem. Natomiast prezydent Komorowski po katastrofie smoleńskiej obdarowujący orderami Rosjan i ich polskich „przyjaciół” okazać się musiał mądrym realistą.

Prezydent Komorowski wpisał się w liczne wówczas głosy, mówiące o głębokiej potrzebie zmiany w relacjach pomiędzy Polską a Rosją. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że te przymilne gesty przyjaźni miały mocno służalczy charakter. Od kilku bowiem dobrych lat, polski rząd kierowany przez Donalda Tuska usilnie, lecz bezskutecznie stara się dowieść kwadratury koła, tzn. zabiegał o zbudowanie partnerskich relacji na rosyjskich warunkach. Tymczasem takie partnerstwo w stosunkach polsko-rosyjskich polega na tym, że to strona rosyjska wciąga nas w niekończące się spory, w toku których musimy udowadniać swoje racje, prosić o poświadczenie prawdy, domagać się ujawnienia lub przekazania dokumentów, jednym słowem stawiać się w roli petenta. Rosja natomiast rezerwuje dla siebie rolę suwerena, który albo nasze oczekiwania uwzględni, albo je odrzuci. Jak mówi prof. Włodziemierz Marciniak, tak uprawiane partnerstwo stanowi w istocie sparing i dlatego lepiej będzie mówić o sparingpartnerstwie.

Zasadnicza użyteczność sparingu dla Rosji polega na tym, że obniża on status Polski poniżej naszych osiągnięć, możliwości i ambicji, podwyższając zarazem status słabego rosyjskiego państwa postkomunistycznego do rangi państwa silniejszego, które dzięki budowanemu w partnerstwie z Polską wizerunkowi mocarstwa może poszukiwać na arenie międzynarodowej silniejszego od siebie sojusznika. Problem polega również na tym, że wielu polskich polityków lubi sparing. Widocznie pozycja podporządkowana mentalnie im odpowiada. Sparing ma bowiem tę zaletę, że oprócz boksowania zakłada także dopuszczanie bliżej, zapraszanie do wspólnego świętowania, czułe objęcia i wzajemne ocieplanie wizerunku, co zawsze można przedstawiać jako sukces.

Sukcesy rzekomo wolnej od historycznych kompleksów Polski na drodze do partnerstwa z Rosją są jednak trudno dostrzegalne. Dużo łatwiej można pokazać rosyjskie sukcesy w egzekwowaniu od rządu Donalda Tuska oczekiwanej spolegliwości.Są to m. in.: wycofanie sporu o mięso produkowane w Polsce ze szczebla unijnego na poziom bilateralny i uwarunkowanie jego wwozu do Rosji absurdalną biurokracją, pozostawienie samotnej Litwy w jej próbach warunkowego zatrzymania negocjacji umowy partnerskiej UE-Rosja, rezygnacja z przekopania Mierzei Wiślanej w zamian za ponowne otwarcie cieśniny pilawskiej przez Rosję, ale za każdorazową jej zgodą, bezprawne odcięcie od informacji kancelarii prezydenta Kaczyńskiego przez MSZ i jednostronne uzgadnianie wspólnych obchodów katyńskich z Rosjanami, oddanie Gazpromowi faktycznej kontroli nad gazociągiem Jamał i rezygnacja z zaległych opłat przesyłowych, brak reakcji na sprzedaż Rosji przez Francję wielozadaniowych okrętów desantowych typu Mistral, czy wreszcie faktyczne przyjęcie polityki historycznej Putina (milczenie ws. zbrodni na Polakach w latach 30., faktyczne uznanie Katynia za część wielkiej czystki, uznana przez min. Sikorskiego symetria między Katyniem, a śmiercią rosyjskich jeńców w 1920 r., absurdalny pomnik ku czci czerwonoarmistów w Ossowie).

Jest to tylko część z długiej listy faktycznych szkód wyrządzonych przez ekipę Tuska, która niemal całą polską politykę zewnętrzną podporządkowała wewnętrznym rozgrywkom i własnej popularności. Świadomie nie wymieniam wydarzeń dwuznacznych takich, jak wizyta premiera Putina na Westerplatte, czy bezprecedensowe zaproszenie ministra Ławrowa na naradę polskich ambasadorów. Nie mówię też o oczywistych zaniechaniach, które można by dziś – w czasach „znakomitej atmosfery” - nadrobić. Wszak w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym w Moskwie wciąż spoczywa archiwum Legionów Polskich, całe niemal archiwum wywiadu II RP, archiwum rządu, Sejmu czy nawet Kancelarii Prymasów Polski.

Ale za kompulsywnym parciem do poprawy relacji polsko-rosyjskich kryją się jeszcze dwa inne powody. Po pierwsze, zmiana ta wychodziła też naprzeciw cichemu oczekiwaniu państw zachodnich, dążących do gospodarczego zbliżenia z Rosją. Swoisty „przymus przyjaźni” jest zatem także wynikiem lokajskiej relacji Tuska w stosunku do Angeli Merkel. Podobnie też zainicjowane przez Davida Camerona partnerstwo Wielkiej Brytanii oraz państw skandynawskich i bałtyckich zawiązało się bez udziału Polski. Jednym z motywów powstania tego sojuszu był niepokój wywołany planowanymi zbrojeniami w Rosji (0 mld). Tymczasem rząd polski, ustami goszczącego we Francji prezydenta Komorowskiego, sprzedaż francuskiej (ale także niemieckiej i włoskiej) broni do Rosji pochwala i niczym się nie niepokoi.

Relacje handlowe między Polską a Rosją mają nie większą rangę, niż nasze relacje handlowe z Czechami. A gdyby jeszcze odjąć z wyraźnie ujemnego dla nas bilansu ropę i gaz, rynek rosyjski mógłby dla nas praktycznie nie istnieć. W sensie gospodarczym wojna o warty bodaj 30 mln dolarów rynek mięsa nie miała sensu. Ale przecież nie o handel w niej chodziło, a o zmuszenie państw starej Unii do objęcia ochroną interesów nowych państw członkowskich. Administracja premiera Kaczyńskiego uporem i konsekwencją doprowadziła do sytuacji, w której po szczycie Merkel-Putin w Samarze to Rosja zaczęła być traktowana jako kraj eurofobiczny, choć cena jaką trzeba było za to zapłacić było ugruntowanie opinii kraju rusofobicznego. Obecnie zaś pod oświeconym kierownictwem ministra Sikorskiego Polska zyskuje na popularności, bo nie robi kłopotów, tylko skwapliwie – jak to swego czasu ujął prezydent Chirac - „korzysta z okazji by siedzieć cicho”.

Ale mimo to upokorzenia bynajmniej się skończyły. Wręcz przeciwnie. Trzy lata temu Rosjanie wprowadzili wizy tranzytowe dla Polaków, przyjaznemu rządowi grozili wycelowaniem w Warszawę głowic balistycznych, rozmieścili w obwodzie Kaliningradzkim rakiety Iskander, mimo, że USA z projektu stacjonarnej tarczy antyrakietowej się wycofały. Następnie problemy analogiczne do mięsnych, dotknęły polskich eksporterów owoców a także firmy transportowe, po tym jak Rosja zmniejszyła limit pozwoleń przewozowych. Wszystko to jednak niknie w obliczu tego gigantycznego upokorzenia, jakim jest sprawa katastrofy smoleńskiej i dotyczącego niej śledztwa. W kluczowym momencie tuż po katastrofie, gdy Donald Tusk był w tzw. proszku, premier Putin precyzyjnie opracowywał strategie prawne.

Stąd nie jest dziś zaskoczeniem, że to Rosjanie ustalili i narzucili nam reguły prowadzenia dochodzenia. Lot wojskowy, w oparciu o konwencję międzynarodową dotyczącą lotów cywilnych badała działająca w konflikcie interesów organizacja powołana przez Wspólnotę Niepodległych Państw (tj. MAK). Jako że nie jest ona podmiotem prawa międzynarodowego przedstawiła ona swoje ustalenia rządowej komisji rosyjskiej, która się z nimi zapoznała, ale oficjalnie ich nie przyjęła. Nie można zatem w tej sprawie nikogo pozwać. Przy okazji również tradycyjnie już okazało się, że Rosjanie zniszczyli ważne dowody (wycięli drzewa, pocięli wrak) a pozostałe  kontrolują (czarne skrzynki, czy 5000 elementów z miejsca katastrofy zebranych rękami polskich archeologów) i jakoś nie spieszą się z ich oddaniem.

[...]

Niezależnie zatem od tego, co wydarzyło się 10. IV 2010 w Smoleńsku, skutki tej katastrofy są niebywale korzystne dla Rosji. Po pierwsze, to Rosjanie ustalają warunki prawdziwości raportu z katastrofy i to oni puścili w świat pierwszą, kluczową interpretację tego wydarzenia. Po drugie, to Rosjanie trzymają dziś w ręku przełącznik do temperatury politycznej w Polsce. Udało im się doprowadzić do tego, do czego dążą w Polsce od 300 lat, tj. do podzielenia sceny politycznej i rozniecenia wojny wewnętrznej. Po trzecie, udało im się poniżyć Polskę zarówno w oczach krajów Zachodu, jak i krajów BUMAGI (Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Armenia, Gruzja, Azerbejdżan), których politycznym patronem starał się być prezydent Kaczyński. Po czwarte wreszcie, Rosjanom udało się te kraje zastraszyć – wszyscy rozsądni ludzie będą wszak zadawać sobie pytanie, czy był to zamach, czy jednak nie. I nawet jeśli była to zwykła awaria, to niszczenie dowodów przez Rosjan właśnie pozostawieniu takiej niejasności miało służyć.

Zza chmury pompatycznej retoryki „równorzędnego partnerstwa” wyłania się zatem obraz upokorzonej Polski stojącej sam na sam wobec Rosji.Łasząc się do Rosji i Niemiec zraziliśmy lub rozczarowaliśmy do siebie większość państw naszego regionu. A przecież nasi regionalni sąsiedzi są naszymi najlepszymi sojusznikami, ponieważ sojusze z nimi nigdy nie będą dla nas egzotycznymi - przetrwanie jednego, zależne jest od przetrwania drugiego. Każde realne ustępstwo z polskiej strony, spotyka się co najwyżej z symbolicznym gestem strony rosyjskiej, bez podjęcia żadnych kroków wiążących ją prawnie. Zwrot w relacjach z Rosją przyniósł nam aplauz niekompetentnych publicystów i pochwały zachodnich dyplomatów, przestępujących z nogi na nogę, w kolejce do rosyjskiego kufra z pieniędzmi. Wszak Europa potrzebuje rynków zbytu, bo jej udział w handlu międzynarodowym systematycznie spada, a konkurencyjność maleje. Jednak konsekwencją tego zwrotu jest powolna utrata szacunku ze strony Amerykanów, niska widoczność polskiego interesu w Europie i brak jakichkolwiek realnych korzyści w relacjach z Moskwą. Chyba, że mówimy o sukcesach, które zdefiniowali i przedstawili nam do akceptacji sami Rosjanie. Wówczas wszystko staje się sukcesem.

Całość artykułu TUTAJ>>

Opracował: Konrad24pl

Fot.: www.fakt.pl

"Империализм - зло и глупость. Он вредит интересам народа России. (...) "На Украине произошло народное восстание против коррумпированной и воровской власти. Ядром этого восстания были Киев и западные области страны, но его поддержала (молчаливо) и большая часть юго-востока, иначе бы сейчас Янукович не проводил странных пресс-конференций в Ростове-на-Дону. На эту тему есть политическое заявление партии, которую я возглавляю. У народа есть право на восстание в условиях, когда другие политические методы борьбы исчерпаны. Не буду долго рассусоливать. Два примера о том, что такое "власть Януковича": а) сын Януковича, бывший стоматологом, стремительно превратился в долларового миллиардера. Что может ещё лучше иллюстрировать чудовищную коррупцию? б) Премьер-министр Азаров, из-за которого во многом и начался «Майдан", долго втирал всем про ужасный Запад, иностранное влияние и "гей-ропу", а сам после отставки, быстро свалил жить в Австрию, где у его семьи поместье и банковские счета. Что может лучше иллюстрировать чудовищное лицемерие? Хоть ты из Донецка, хоть ты из Львова - нормальный человек понимает, что такую власть надо менять. Вор Янукович решил, что тех, кто им недоволен, надо бить по голове. А потом решил, что в них надо стрелять. Вот и оказался в Ростове. (...) "Oczywiście, że są między naszymi krajami i drażliwe tematy ale o nich jest głośno i trwa taki jakby wyścig, kto komu bardziej dokopie. Uważam, że dużo lepsza jest rozmowa na zasadzie - owszem, to i tamto się wydarzyło ale i wydarzyło się też to i to. Po prostu na samych konfliktach pokoju się nie zbuduje, trzeba pokazywać też i to, że możemy razem coś pozytywnego zdziałać, że są sprawy które potrafią nas łączyć, że między nami była nie tylko nienawiść i krzywdy. Mamy momenty w historii które Rosjan i Polaków zbliżają, mamy i takie które dzielą. O tych drugich mówi się dużo, o tych pierwszych prawie nic. Stawia się pomnik najeźdźcom z Armii Czerwonej, a nie honoruje się rosyjskich żołnierzy sojuszniczych, ginących w obronie niepodległej Polski i niepodległej białej Rosji. " PSZCZELARZ http://bezwodkinierazbieriosz.salon24.pl/283223,kaukaskie-termopile-6tej-kompanii-6#comment_4049311 **************************************************** *******************************************************

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka